sobota, 22 sierpnia 2015

Rozdział 1.

-Biedne są - zadumał się Cole ze wzrokiem utkwionym w gwiazdach. - Muszą być już zmęczone obserwowaniem, jak wciąż popełniamy te same cholerne błędy. 
Maggie Stiefvater – Ukojenie


Właśnie śniłam o tym, że mam piękne białe skrzydła i latam, gdy nagle zadzwonił mój budzik. Odwróciłam się, wzięłam telefon i wyłączyłam denerwujący mnie dźwięk, po czym położyłam się i znowu odpłynęłam do krainy snów. Jakiś czas później przebudziłam się, zastanawiając się, co jest za dzień tygodnia. Po chwili przerażona doszłam do wniosku, że jest czwartek, a nie sobota jak myślałam na początku.  Mam lekcje, a jak znowu się spóźnię to będzie źle. Spojrzałam na zegarek. Na szczęście była dopiero 7.30, a lekcje w moim liceum zaczynają się o 7.50, więc jak się sprężę to zdążę. Wyskoczyłam z łóżka i biorąc telefon zeszłam na dół do kuchni. Odblokowałam telefon i okazało się, że mam kilka wiadomości od mojej przyjaciółki, Amandy. Wszystkie były mniej więcej o tym samym.  Ta którą otwarłam, brzmiała:

Wiem, że jeszcze śpisz, ale radzę ci wstać, jeżeli chcesz, żebym cię podwiozła do szkoły. Jak znowu się spóźnisz to dostaniesz karę. Wiesz o tym, prawda?

Właśnie jadłam zrobione przed chwilą płatki śniadaniowe, gdy znowu dostałam wiadomość:

O 7.35 po ciebie przyjadę. I nie będę czekać, więc się pospiesz!

Wzdychając odłożyłam miseczkę do zlewu i poszłam do swojego pokoju zastanawiając się, gdzie jest ciotka Eleanore. Mieszkam z nią od kiedy miałam 6 lat. Moi rodzice zginęli w wypadku samochodowym, wracając z zakupów świątecznych. Jakiś samochód wpadł w poślizg i uderzył w samochód mamy i taty. Zginęli na miejscu. Od tego czasu mieszkam z zrzędliwą ciotką Eleanore, która mimo że ma 49 lat, nigdy nie miała męża ani dzieci i nie zamierza mieć. Ma za to koty. Tak, typowa stara panna z kotami. A do tego, nienawidzi mnie. Znaczy się, stara się to ukryć, ale ja to wiem, zresztą ja też za nią nie przepadam. Musiała się mną zająć, bo jest siostrą mojej mamy, której rodzice nie żyją, a rodzina taty mieszka gdzieś bardzo daleko. Tak mi powiedziała ciotka, kiedy ją zapytałam, czemu to ona się mną zajmuje. Przestałam o tym myśleć i ubrałam jeansy i pierwszy lepszy t-shirt. Spojrzałam na telefon. Wiadomość od Amandy:

Podjeżdżam pod twój dom.

Wzięłam szczotkę i szybko przeczesałam włosy zostawiając je rozpuszczone. Chwyciłam torbę i zeszłam na dół. Nagle zauważyłam na drzwiach karteczkę z wiadomością od ciotki:

Zamknij drzwi jak będziesz wychodzić, nie chcę żeby ktoś mnie okradł przez twoją nieuwagę. Nie spóźnij się do szkoły. E.

Jak zawsze troskliwa - pomyślałam sarkastycznie. Wyszłam z domu w momencie, gdy Amy stała już na podjeździe. Gdy mnie zauważyła krzyknęła:

- Masz szczęście, że zdążyłaś. Już miałam odjeżdżać!

Zaśmiałam się i  zakluczając drzwi odkrzyknęłam jej:

-  Ta jasne, i tak byś na mnie poczekała!

Podeszłam do samochodu i usiadłam na miejscu pasażera. Zamknęłam drzwi, a Amy odpalając samochód powiedziała:

- Jutro musisz jechać autobusem, bo ja... - Amanda zawahała się. Spojrzałam na nią zastanawiając się o co może chodzić. Jeździłam razem z Amy od kiedy ona ma prawo jazdy, a wcześniej jeździłyśmy z jej starszym bratem. Nawet gdy Amy była chora to zawsze organizowała mi dojazd do szkoły, czasami na przykład pożyczając mi samochód. Tak, ja też mam prawko, ale nie mam auta. Nie stać mnie żeby sobie kupić, a ciotka za nic w świecie nie pożyczy mi swojego.

- Ja... No bo, Sam, ja się przeprowadzam - dokończyła Amy, z każdym słowem mówiąc coraz ciszej.

- Czekaj, czekaj - mruknęłam - jak to się przeprowadzasz?

- Tata dostał pracę, bardzo dobrą pracę w jakimś wielkim mieście. Wiesz jak to jest. Nie może tam dojeżdżać, bo ta zakuta dziura nie ma autostrad ani innych dróg szybkiego ruchu, żeby tata mógł tam codziennie dojeżdżać. Mama postanowiła, że się przeprowadzimy, bo tak będzie łatwiej. Nawet zapisała mnie już do jednej z tamtejszych szkół - Amy mówiła coraz bardziej ponurym tonem. Gdy miałyśmy zły humor, to zawsze nazywałyśmy nasze miasto zakutą dziurą, chociaż jest to bardzo zmodernizowane miasto.

- Ale czemu nie powiedziałaś mi wcześniej? - zapytałam czując coraz większy smutek. Amanda była moją najlepszą przyjaciółką. Po chwili Amy odpowiedziała na moje pytanie:

- Bo nie wiedziałam, rodzice powiedzieli mi dopiero wczoraj wieczorem, a nie chciałam ci mówić przez telefon.

- Wiesz co,wpadłam na pewien pomysł. Może zerwiemy się dzisiaj z lekcji? Nie możemy spędzić naszego ostatniego dnia razem, siedząc w szkole. Może wybierzemy się do kina, albo do centrum? - zaproponowałam. Amy spojrzała na mnie smutnym wzrokiem i powiedziała:

- Nie możesz, dostaniesz karę, nie pamiętasz? Już i tak podpadłyśmy pani Maddy przez te ciągłe spóźnienia.

- No i co? Nie chcę spędzać ostatniego dnia z tobą pisząc sprawdzian z matmy, a zresztą i tak już jesteśmy spóźnione - powiedziałam patrząc na zegarek. Była 8.00.

- Co?! To niemożliwe? - powiedziała przerażona Amy. Zaśmiałam się i przytuliłam ją, mówiąc:

- Cały czas stoimy pod moim domem głuptasie. Nawet nie ruszyłyśmy!

- Oh... No to w takim razie wybieramy się do centrum! - krzyknęła trochę szczęśliwsza już dziewczyna.

Gdy dotarłyśmy do centrum, najpierw poszłyśmy do kina na jakąś komedię, później wybrałyśmy się na zakupy i ani się obejrzałyśmy, a zrobiła się już 19 i było ciemno. Jest środek października więc nic w tym dziwnego. Siedziałyśmy przy fontannie w pobliżu kina, gdy Amy nagle poderwała się i powiedziała:

- Cholera! Zapomniałam, że muszę się spakować! Mama mnie chyba zabije jak zaraz nie będę w domu!

- Spoko, jedź. Pojadę autobusem. - Amy zawsze jechała dłuższą drogą, żeby zabrać mnie z domu, ale jak teraz tamtędy pojedziemy to Amy pewnie nie zdąży się spakować. Postanowiłam, że powrót autobusem będzie dobrym wyjściem.

- Nie, przecież cię tu przywiozłam to muszę cię też odwieźć. Nie chcę cię zostawiać... - nagle Amy urwał się głos i zaczęła płakać. Przytuliłam ją i po chwili i do mnie dotarło, że to nasze ostatnie spotkanie przez bardzo długi czas. Przez długą chwilę obie płakałyśmy, ale po chwili opanowałam łzy i powiedziałam:

- Amy, musisz już jechać. Hej, przestań płakać, są przecież telefony no i internet, będziemy mogły gadać codziennie. A teraz musisz jechać bo do jutra nie zdążysz spakować wszystkich twoich rzeczy.- Amy przytuliła mnie i ruszyłyśmy do jej samochodu. Gdy dotarłyśmy na miejsce, wzięłam moją torbę i powiedziałam:

- Jesteś moją najlepszą przyjaciółką Amy, nie zapomnij o mnie i wpadnij jeszcze kiedyś do tej zakutej dziury, dobra?

- Jasne, że wpadnę. Będę za tobą tęsknić - powiedziała Amy i znowu mnie przytuliła.

- Ja za tobą też - mruknęłam. Po chwili stałam na parkingu i machałam do odjeżdżającej na długi czas przyjaciółki. Otarłam łzy i ruszyłam w stronę najbliższego przystanku autobusowego. Na moje nieszczęście padła mi bateria w telefonie.

- Cholera, to jeden z tych dni, kiedy wszystko układa się przeciwko mnie - mruknęłam do siebie, wchodząc na ulicę. Po jakiś 15 minutach zdałam sobie sprawę, że zabłądziłam. Tak, mieszkam tu od lat a zabłądziłam. Musiałam skręcić w złą uliczkę - pomyślałam, gdy dotarłam do ślepego zaułka. Nagle usłyszałam za sobą hałas. Odwróciłam się i pomyślałam, że chyba wariuję. Przede mną stało 5 osób. Na oko byli to dorośli mężczyźni. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że mieli oni rogi. I ogony. I co chwilę mówili rzeczy w stylu:

- Nie masz prawa żyć. Musisz umrzeć. Jesteś tylko wielkim błędem. Giń.

Podchodzili coraz bliżej do mnie, a je nie miałam gdzie uciec. Ich ręce zaczynały się świecić niebieskim blaskiem. Stanęłam pod ścianą, przygotowując się na to, że za chwilę mogę zginąć. Rzucone przez mężczyzn niebieskie kule ognia, czy cokolwiek to było, ruszyły w moją stronę. Nagle wszystko rozbłysło białym światłem. Jeżeli to jest śmierć, to nie jest taka zła - pomyślałam tracąc świadomość.

____________________

Mam nadzieję, że rozdział się spodoba :) Zachęcam do pisania komentarzy, bo dla was to tylko chwila, a mnie zmotywują one do dalszego pisania. Jeszcze dzisiaj pojawią się prawdopodobnie bohaterowie w spisie. Pozdrawiam, wasza Hope-chan. 

1 komentarz: